Humor

Większość przedstawionych w tym dziale zabawnych historyjek pochodzi z książki
M. Ziembińskiego „W szachowym antykwariacie”.  Serdecznie polecamy ten znakomity podręcznik szachowego humoru. Redagując wspólnie z Janem Baranowiczem tę rubrykę pozwoliłem sobie na drobne uzupełnienia poniżej przedstawionych historyjek oraz o nadanie lub zmianę tytułów większości z nich.

Rusłan Antoniewski

Trzy fou Alechina

W języku francuskim „fou” w mowie potocznej znaczy „głupi” w szachach natomiast jest nazwą figury (gońca). Przebywający we Francji mistrz świata Alechin, przypatrywał się pewnego razu grającym w kawiarni towarzyską partię szachów. W kończącej się już partii, jeden z grających miał dużą przewagę materialną: dwa gońce i trzy piony przeciwko wieży i pionowi partnera. Grał jednak tak nieudolnie, że partia zakończyła się remisem.

Po partii, szachista ów zwrócił się do Alechina: – Jak pan sądzi, czy była ona do wygrania?

-Naturalnie! Odparł Alechin. Te dwa „fou” powinny łatwo wygrać. Tym razem było ich jednak trzech!

Szachowa tajemnica Napoleona

W Muzeum Wojskowym w Paryżu, wśród pamiątek pozostałych po Napoleonie z czasów jego pobytu na Wyspie św. Heleny, znajduje się również komplet szachów z kości słoniowej. Wiąże się z nim pewna historia. Czy prawdziwa?

Szachy te wręczono podobno Napoleonowi na wygnaniu na tejże wyspie. Miały mu one ułatwić ucieczkę z zesłania. Niektóre figury tego kompletu zawierały w sobie dokładne dane, dotyczące daty i sposobu wyzwolenia Napoleona z wyspy. Szachy te miał wręczyć Napoleonowi zaufany człowiek. Człowiek ten zmarł jednak na statku, zabierając tajemnicę szachów do grobu. Podobno Napoleon posługiwał się nimi do końca swego pobytu na wygnaniu, nie wiedząc nic o tajemnicy, jaką dla niego zawierały.

 

Zagadka

Czy możliwe jest, aby zawodnik, który wygrał najwięcej partii w turnieju, był ostatnim?
Odpowiedź!

Zdarzyło się to dr. MilanoviVidmarovi na turnieju w Budapeszcie w 1922 r.

Oto zestaw wyników

Marschall            +1, =4, -0 =3p.

Schelchter          +1, =4, -0 =3p.

Duras                    +1, =3, -1 =2,5p.

Maroczy              +1, =3, -1 =2,5p.

Teichmann         +0, =4, -1 =2p.

Vidmar                 +2, =0, -3 =3p.

Babcie na turnieju

Na pewnym turnieju szachowym dzieci, w grupie kibiców zgromadzonych przy szachownicy lidera turnieju znajdują się również dwie babcie.

Po wykonaniu przez lidera turnieju, po przeszło półgodzinnym namyśle, kolejnego posunięcia Hd1-d2, jedna z nich poddaje w wątpliwość umiejętności zawodnika.

– „Patrz, powiada do koleżanki, tak długo myślał, a wykonał taki krótki ruch !”.

58 minut na jeden ruch

Słynnym międzynarodowym turnieju AVRO, granym w 1938 r. w Holandii, w jednej z rund spotkali się Capablanca z Reshevskym. W granej między nimi partii, na 8 pierwszych posunięć zażyto dokładnie 1 godzinę.
Cóż w tym dziwnego, zapytacie? Zużywano przecież często czasu bez porównania więcej czy mniej, ale… Reshevsky – 58 minut! Capablanca – 2 minuty!

Teoria doktora Laskera

Dr Siegbert Tarrasch swoją wysoką porażkę w meczu granym w Dusseldorfie w 1908r. z ówczesnym mistrzem świata dr. Emanuelem Laskerem usprawiedliwiał… „niekorzystnym wpływem morza”?!… odległym, bagatela, o niemal 230 kilometrów!

Randka z Alechinem

Artur Dake przeleciał samolotem 1500 mil aby spotkać się w symultanie z Alechinem i… przegrać z nim partię już po 13 sekundach!

 

Podwójny szach

Jednym z niezwykle ważnych motywów stosowanych w grze praktycznej przez szachistów, jest tzw. podwójny szach. Jest to jednoczesne zaszachowanie nieprzyjacielskiego króla przez dwie figury (bierki). Zagrożonemu w ten sposób królowi pozostaje jedynie salwowanie się ucieczką, nawet gdyby obie szachujące go figury, same znajdowały się pod biciem.

W poniższym zadaniu amerykański problemista Alain White (1880-1951) wykorzystał motyw podwójnego szacha do zamatowania nieprzyjacielskiego króla w obliczu całej jego bezsilnej armii.

 h1

Białe zaczynają i wygrywają

Z pewnością poradzicie sobie z rozwiązaniem tego zadania bez potrzeby zaglądania do rozwiązań!

Bite remis

Nie miał kłopotów językowych jeden z naszych reprezentantów, biorący udział (dość dawno) w jednym z turniejów w byłym NRD.

– Remis, bitte? Zaproponował naszemu bohaterowi jego przeciwnik za szachownicą.
– Jasne, że bite remis! Zgodził się Polak, wyciągając do przeciwnika rękę z akceptacją.

Salve Salwe!

Jerzy Henryk Salwe był jednym z silniejszych szachistów łódzkich w początkach ubiegłego stulecia. W 1907 roku wraz z arcymistrzem Rubinsteinem brał udział w międzynarodowym turnieju w Ostendzie. Gra odbywała się w hotelu, do którego prowadziły oryginalne, kamienne schody. Na najniższym ich stopniu wyryte było słowo „Salve” (Witaj!).

Prostoduszny, nie znający łaciny Salwe dał się przekonać towarzyszowi, że napis ten został wykonany na jego cześć.
Zdumionemu właścicielowi hotelu oświadczył jedynie, żeby byłoby lepiej, gdyby jego nazwisko było wyryte bez błędu…

Cygarowa muszkieteria

W szachach istnieje wiele aforyzmów i powiedzonek. Autorem jednego z nich: „Groźba jest silniejsza niż jej wykonanie”, był słynny arcymistrz dr SiegbertTarrash.Ten pozorny paradoks w pewnych okolicznościach okazuje się być zaskakująco słuszny.
Arcymistrz Aron Nimzowitsch nie znosił dymu tytoniowego. Wiedzieli o tym jego turniejowi partnerzy i starali się nie palić przy partii z nim granej.Pewnego jednak razu, arcymistrz jugosłowiański dr Vidmar, grając partię właśnie z Nimzowitschem, w głębokiej zadumie nad posunięciem, sięgnął odruchowo po ogromne cygaro. Obciął je i już miał zapalić, gdy przypomniał sobie o uczuleniu partnera. Położył więc cygaro przy szachownicy i rozmyślał dalej, nie paląc.Nimzowitsch przez jakiś czas wiercił się niespokojnie, patrząc z obawą na leżącą tak blisko potężną fabrykę dymu – wreszcie nie wytrzymał i podszedł do sędziego turnieju z zażaleniem.
-Czegoż pan właściwie chce? – zdziwił się sędzia, przecież Vidmar nie pali!
– Ale może zapalić!
– zareplikowałNimzowitsch. Nie wie pan, że groźba jest silniejsza niż jej wykonanie?

Zakaz gry w szachy

Pewnego razu londyński „Times” opublikował list swego czytelnika-szachisty nazwiskiem E. Hepner. Czytelnik ów pisał, że zgodnie z zarządzeniem władz kościelnych z roku 1240, gra w szachy w niedzielę była grzechem i zabroniona pod groźbą ekskomuniki. Hepner zwrócił się do swego pastora z zapytaniem, czy zarządzenie to obowiązuje nadal, nigdy bowiem formalnie nie zostało odwołane.
Pastor przed udzieleniem odpowiedzi swemu parafianinowi zagrał z nim kilka lekkich partii. Wygrawszy bez trudu wszystkie, rzekł mu: –Tak grać w szachy jak ty, mój synu, jest grzechem nie tylko w niedzielę, lecz również i w pozostałe dni tygodnia!”

Rekordowy namysł

Rekord czasu do namysłu nad jednym posunięciem, oczywiście po wprowadzeniu kontroli czasu w partiach turniejowych, należy chyba do Jefima Bogolubowa, jednego z czołowych szachistów świata w latach dwudziestych ubiegłego wieku.
Na turnieju berlińskim w 1928 r. w partii ze Steinerem, nad swoim 24 posunięciem myślał równo 2 godziny i… podstawił tym posunięciem figurę!

Zatrute cygaro

Znany ze swoich psychologicznych chwytów wobec przeciwników w walkach turniejowych Lasker podczas meczu o mistrzostwo świata ze Steinitzem dostał od jednego ze zwolenników w prezencie pudełko cygar. Po zakończonym zwycięstwem Laskera meczu, ofiarodawca winszując nowemu mistrzowi świata sukcesu, przypomniał niezbyt taktownie podarunek i spytał, czy jego cygara pomogły w wygraniu meczu?
Ależ oczywiście! – odpowiedział Lasker. Drogi panie, to był naprawdę świetny pomysł!
-Takie były dobre?
Upewniał się rozradowany kibic.

A, tego to nie wiem, wyjaśnił Lasker. Częstowałem nimi Steinitza, sam paliłem inne!

Kryptogram dolnych kończyn

Pierwszy oficjalny mistrz świata w szachach – Wilhelm Steinitz (1836-1900) grywał często w kawiarniach na tzw. „fory”  z przygodnymi partnerami.
Pewnego razu jego przeciwnikiem był słaby szachista, który jednak w czasie gry korzystał z pomocy swego, silniejszego, partnera, przypatrującego się grze. Pomoc ta polegała na tym, że ilekroć partner Steinitza miał wykonać słabe posunięcie, jego przyjaciel ostrzegał go przed tym przez… kopnięcie pod stołem.Steinitz oczywiście dość szybko zorientował się w tej pomocy, wygrywając jednak wszystkie dotychczasowe partie, nie reagował na tę niedopuszczalną pomoc kibica.
W czasie jednej z partii Steinitz zagrał słabiej i dostał się pod niebezpieczny atak przeciwnika. W pewnej chwili, ten ostatni mógł nawet wygrać hetmana a w konsekwencji – partię. Wystarczyło tylko zrobić właściwy ruch wieżą. I oto ów amator sięga ręką po wieżę, ale po chwili ją cofa. Po dłuższym namyśle znowu wyciąga rękę po wieżę, ale znów ją cofa i wpada w dłuższą zadumę. Sytuacja ta powtarza się kilkakrotnie, aż w końcu przeciwnik Steinitza wykonuje zupełnie inny ruch i oczywiście szybko przegrywa.
Po skończonej partii, przyjaciel podnieconym tonem zwraca się do amatora z zapytaniem: „Dlaczego nie zdecydowałeś się na ruch wieżą, po którym wygrywałeś partię?”.
W tym momencie Steinitz odpowiedział za swego przeciwnika: „Ilekroć widziałem, że pański przyjaciel sięga po wieżę – kopałem go pod stołem!”.

Szachowe matrioszki

Wszystkim szachistom znane są zapewne dość dobrze liczne kontrowersje toczone w ramach walki psychologicznej, towarzyszącej meczom o mistrzostwo świata pomiędzy Karpowem i Korcznojem.
Jej elementami były np. niepodanie przed rozpoczęciem partii ręki Korcznojowi przez Karpowa, czy też zarzuty Korcznoja o przekazywaniu umownych znaków Karpowowi w czasie gry.
Na ten temat powstała też anegdota (czy rzeczywiście tylko anegdota?).Osądźcie sami!
Pewnego dnia w czasie meczu o MŚ Karpow – Korcznoj (Baguio 1978 r.), do głównego sędziego meczu am. Lothara Schmida przychodzi Korcznoj z protestem: „Panie sędzio! Proszę coś zrobić, sekundanci i członkowie radzieckiej ekipy nieustannie podpowiadają Karpowowi ruchy”. Na to arbiter: „To niemożliwe, przecież wszyscy siedzą bardzo daleko od sceny i nie mają żadnej możliwości przekazywania informacji”. Korcznoj: „Wymyślili specjalny szyfr. Jeżeli wstaje np. Tal, to trzeba grać hetmanem, jeśli dr Zuchar – to wieżą, gdy Baturiński – to gońcem, a jak wstają ci siedzący po lewej stronie Sali dziennikarze to skoczkiem lub pionkiem”. Nie przekonuje to Schimda: „Przecież to poważni ludzie, jak mogą udawać poszczególne bierki, to jakieś nieporozumienie, przecież to nie teatr”. Korcznoj ripostuje: „Dobrze znam te metody! Dziesięć lat temu sam byłem wieżą!”.

Kto wygra?

W jednym z wielu międzynarodowych turniejów były mistrz świata, Alechin grał z mniej znanym szachistą, był jednak tego dnia w nienajlepszej formie i w odłożonej pozycji stał gorzej.
Jego przeciwnik z dumą pokazywał „wszem wobec i każdemu z osobna” odłożoną partię.
Trafił wreszcie na Tartakowera. Pokazawszy arcymistrzowi kilka wariantów, które, jego zdaniem, powinny zapewnić mu wygraną, zapytał:
-No i jak pan myśli? Kto wygra?
-Alechin– odpowiedział stanowczo Tartakower.
-Jak to? Uważa pan, że Alechin stoi lepiej? Zaperzył się pewny siebie mistrz
-Pytał mnie pan, kto wygra, a nie kto stoi lepiej – wyjaśnił Tartakower.
I rzeczywiście, okazało się, że miał rację.

Gambit Jana III Sobieskiego

W 1883 r. w Wiedniu odbyły się wspaniałe uroczystości poświęcone 200-leciu zwycięstwa króla Jana III Sobieskiego nad tureckimi wojskami Kara Mustafy.
Jednym z punktów programu było widowisko, tzw. „żywe szachy”. Treścią jego – poniższa partia, w której zwycięskie wojska były reprezentowane przez białe figury.

KONTRGAMBIT FALKBEERA
1.e4 e5 2.f4 d5 3.Nf3 dxe4 4.Nxe5 Bd6 5.Bc4 Bxe5 6.fxe5 Qd4 7.Qe2 Qxe5 8.0-0 f6 9.Nc3 Nh6 10.d4 Qxd4+ 11.Be3 Qd8 12.Bc5 Nd7 13.Qxe4+ Qe7 14.Qxe7#

Obecny na imprezie przedstawiciel tureckiego poselstwa złożył rządowi Austro-Węgier oficjalny protest, w którym stwierdzał, że „gra czarnych figur w tej partii jest obraźliwa dla pamięci wybitnych wodzów Imperium Otomańskiego i narodowej dumy tureckiej”.

Szachopsychiatria

Do klubu przychodzi młody człowiek i deklaruje, że chciałby zostać zawodowym szachistą. Jeden z długoletnich, doświadczonych działaczy, zdziwiony oświadczeniem, mówi:
-„Panie, w tych czasach? Czyś pan zwariował?”
-„A czy to konieczne?”
-„No nie, ale… trochę pomaga!”

Testament dla fuszera

Wuj pewnego szachisty przypatrując się przegranej przez swego siostrzeńca partii, wpadł w złość i wydziedziczył fuszera!
Niefortunny szachista (zarazem jedyny spadkobierca swego krewniaka) próbował później w sądzie obalić krzywdzący go testament, utrzymując, że wujaszek był niepoczytalna.
Sędzia, który okazał się wielkim miłośnikiem szachów, zapoznawszy się z aktami sprawy, ogłosił następujący wyrok:
… Człowiek, który po 1.d4 Sf6 2.Gg5 c5 3.d5 Hb6 4. Sc3 gra 4… H:b2powinien zamiast poddawać w wątpliwość zdolności umysłowe swych bliźnich, bardziej krytycznie odnieść się do swoich własnych…”

Królestwo za konia!

W średniowiecznych hiszpańskich podręcznikach szachowych istniało podobno prawidło zgodnie z którym w czasie rozgrywania partii król każdej ze stron miał prawo raz jeden wykonać posunięcie jak… skoczek!
Jako argument przytaczano, że zgodnie z rycerską tradycją król, jako główno-dowodzący armią, choć przez moment powinien w czasie walki dosiąść konia.

Od przybytku…

Były austriacki poseł w Anglii, w swojej książce „Typowe angielskie” pisze:
„Pewnego razu przechadzając się z przyjacielem po bulwarze, zaszliśmy do małej kawiarenki z zamiarem zagrania partyjki szachów.
Zaledwie usiedliśmy przy stoliku, gdy przyszedł do nas kelner z zapytaniem:
-Koniak, gin, whisky, kawa, herbata, czekolada dla panów?
-Herbatę proszę i…
-Indyjską, cejlońską czy chińską?
-Z mlekiem, śliwkami lub cytryną?
-Z mlekiem proszę i…
-Z jersejskim, herfordzkim czy szetlandzkim?
-Och!… Na pańską odpowiedzialność! Czy znajdzie się również u was komplet szachów?
-Oczywiście! Jakie panowie sobie życzą? Stauntońskie, miśnieńskie, czy też te same, którymi grywał sir Winston Churchill, zachodząc do nas?

Hej, łza się kręci w oku!

Wróbloprzepiórka

Dwaj nieżyjący już polscy problemiści, Dawid Przepiórka i Marian Wróbel, znaleźli się w nie lada kłopocie. Opublikowanie bowiem zadania podpisane ich nazwiskami, wzbudziłoby z pewnością wiele wesołości i docinków pod ich adresem.
Wymyślili więc jeszcze jedno ptasie nazwisko, pod którym wypuścili zadanie w świat. Tak więc powstało jedyne w swoim rodzaju studium W. Jaskółki, który nic więcej w swoim życiu nie ułożył, ztej prostej przyczyny, że… nigdy nie istniał!

Król-Pajac, Burmistrz-Prince, Baron-Marszałek

Również w DMP (Wisła 1971) w ramach meczu GKSz – „Legion” doszło do pojedynku Baron – Marszałek. Partia ta, grana na jednej z dalszych szachownic i zakończona bezbarwnym remisem, jeszcze raz wykazała – jak zauważył dowcipnie autor sprawozdania – „że w naszych czasach ani urząd tytularny ani arystokratyczne pochodzenie nie gwarantują dobrego poziomu szachowego”.

Ślepi mistrzowie

Gra „na ślepo”, bez patrzenia na szachownicę, jednej lub kilku partii jednocześnie, niezmiernie atrakcyjna, w niektórych krajach popularna, w innych zdecydowanie potępiana, jako niewątpliwie dla zdrowia szkodliwa – ma jednak bardzo stare tradycje i na dobrą sprawę nie było chyba wybitniejszego mistrza (a nawet nie-mistrza), który by tej sztuki nie próbował.
Już ze starych rękopisów perskich wiemy, że w minionym tysiącleciu chodziły słuchy o jakichś mistrzach czaturangi (prekursora naszych dzisiejszych szachów) grywających „na ślepo” po kilka (!) partii jednocześnie.
Pierwszą, poniekąd historyczną symultankę tym sposobem, o której mamy dokładne dane, rozegrał niejaki Buzecca w 1226 r. we Florencji. W epoce Odrodzenia popisywali się „grą na ślepo” przesławni: Ruy Lopez, Paolo Boi i Leonardo da Cutro. Później jednak zapomniano o tych wyczynach i pokazy gry „l’veugle” (franc.) AndrePhilidora w Londynie, w połowie XVIII stulecia, wzbudziły taki podziw, że gazety ogłosiły go „największym szachistą wszystkich czasów” (!). Od tej pory zainteresowanie tą grą zaczęło gwałtownie wzrastać; już w XIX stuleciu doszło do swego rodzaju małych meczów, w których obaj partnerzy grali bez patrzenia na szachownicę, np. L. Paulsen – P. Morphy w 1857 r., J. Zukertort – E. Schallop w 1869 r., I. Kolisch – Sz. Winawer w 1883 r. i K. Schlechter – J. Mieses w 1909 r.
W 1874 r. w Pradze rozegrano cały turniej „na ślepo”, zakończony zwycięstwem Czecha J. Dobrusky’ego. W 1949 r. amerykański arcymistrz R. Fine grając bez patrzenia na szachownicę, w meczu „błyskawicznym”, prowadzonym przez radio w tempie 10 sekund na 1 posunięcie pokonał mistrz międzynarodowego H. Pilnika z Argentyny, który miał prawo patrzeć na szachownicę (!).
Pierwszy , oficjalny, rzec można rekord, ustanowiony w 1857 r. należy do L. Paulsena – 10 partii. Genialny P. Morphy nie grywał nigdy więcej niż 9, ale z silnymi partnerami i demonstrując taką klasę, że podczas jego pamiętnej wizyty w Europie w latach 1858-59 ogłoszono go w prasie większym niż Cezar, gdyż „przybył, nie zobaczył i zwyciężył:. Kilka lat później Pualsen poprawił swój rekord na 14 partii. W 1876 r. J. Blackburne rozegrał 15 i w tymże samym roku – Zukertort 16 (!). Ten rekord utrzymywał się bardzo długo. Dopiero w roku 1902 pobił go w Ganowerze fenomenalny H. Pillsbury – 21 partii. W tym samym roku w Moskwie rozegrał on 22 partie. Następnie kolejne rekordy bili: w 919 r. w Haarlemie – R. Reti 22 partie. W 1924 r. w Nowym Jorku A. Alechin 26 partii, w 1925 r. G. Breyer – 25 partii. W 1925 r. W Paryżu, ponownie Alechin -28, a 8 (1) dni później w Sao Paulo – Reti 29partii. W 1931 r. w Antwerpii G. Koltanowski grał 30 partii; w 1932 r. w Chicago rekord wrócił do Alechina – 32 partie. W 1942 r. w Sao Paulo M . Najdorf 0 aż 40 (oświadczających jednak po tym, blisko dobę trwającym seansie, że już „nigdy więcej i za żadne pieniądze). 10 lat później w USA rekord po raz trzeci przeszedł do Koltanowskiego – 50 (!) partii. W 1960 r. poprawił go w Budapeszcie Węgier J. Flesch – 52 partie.
Ostatni (chyba) ustanowiony znów przez Koltanowskiego w 1961 r. w San Francisco rekord wynosi aż 56 (!) partii. Pamiętać proszę, że wszystkie te partie grane były bez patrzenia na szachownicę. Gdzie kończy się granica ludzkich możliwości?

 

Ślepy trener

Pewnego razu w Szkole Podstawowej 103 w Warszawie podczas zajęć naszego klubu Caissa trener opowiadał o symultanie na ślepo na ośmiu szachownicach, którą rozegrał genialny Paul Morphy podczas pobytu w Wielkiej Brytanii. Pomimo pokazania uczniom jednej z ośmiu błyskotliwych partii Morphy, dzieci nie chciały wierzyć, że gra bez patrzenia na szachownicę jest możliwa. Aby przekonać dzieci, trener zaproponował zaproponował rozegranie takiej partii: trener przeciwko grupie. „Czy trener wydłubie sobie oczy?”- całkiem poważnie zapytał mały Mateuszek. „Nie, ale usiądę odwrócony od szachownicy, a wy będziecie przestawiać moje ruchy i ogłaszać swoje” – odpowiedział trener. Gdy zaczęła się gra dzieci zaczęły głośno się naradzać i dyskutować. Po kilku ruchach powstała następująca pozycja:

obraz

 

Z przebiegu dyskusji podczas tego posunięcia trener wywnioskował, że dzieci postanowiły poprawnie zbić skoczka na e5. Aby sprawdzić ich umiejętności i znajomość popularnej pułapki autorstwa Kermuy de Legala, trener postanowił zwrócić im uwagę na możliwość bicia hetmana i udając, że „zapomniał” szczegółów pozycji zapytał czy goniec stoi na h5. Dzieci natychmiast zauważyły możliwość bicia gońcem hetmana. Wierząc, że grający na ślepo trener podstawił hetmana pochopnie wykonały ruch G:d1??.Jakież było ich zdziwienie, gdy ślepy trener dał im mata w dwóch ruchach:1. G:f7+-Ke7. 2. Sd5X.

 

Najdorf we mgle

Nasz znakomity rodak, arcymistrz Miguel (Mieczysław) Najdorf, tak usprawiedliwiał swoje nienajlepsze turniejowe wyniki na Wyspach Brytyjskich.
Tam jest, wyobraźcie sobie, taka mgła, że trudno odróżnić jedną figurę od drugiej. Czasami wydaje ci się, że poświęcasz pionka, a tymczasem okazuje się, że to był goniec!

Zegarek szachowy

Był również Najdorf bohaterem anegdoty dawnej dość (MP Jurata 1937), a przytoczonej w książce Tadeusza Wolszy „Arcymistrzowie, mistrzowie, amatorzy…” Warszawa 2003.
„… Otóż, w trakcie partii z Edwardem Gerstenfeldem inny łódzki szachista – Abram Szapiro zagadnął mistrza która godzina? Zamyślony Najdorf nie zareagował, stąd Szapiro powtórzył swoje pytanie, z podobnym zresztą rezultatem. Dopiero po trzeciej próbie „przebudzony” Najdorf wyjął złoty zegarek i zdumionemu Szapirze odpowiedział d2-d4!

Ciekawe czy Najdorf, miał podobny zegarek jak Paul Morphy. Zegarek Morphyego zamiast cyferek miał brylantowe szachowe figury.

Wilk w owczej skórze

Genialny arcymistrz polskiego pochodzenia (urodzony w Lublinie) Jan Herman Zukertort, jedna z najpiękniejszych postaci, jakie zna historia szachów, przeciwnik Steinitza w pierwszym oficjalnym meczu o mistrzostwo świata, żył, jak wiadomo, długie lata w Londynie, ówczesnym centrum życia szachowego. Był on wówczas u szczytu sławy.
Pewnego popołudnia udał się Zukertort, jak zwykle, na dłuższą przechadzkę, po czym wstąpił do małej kawiarenki, która nieoczekiwanie okazała się siedzibą jednego z niezliczonych londyńskich klubów szachowych. Trafił właśnie na gorący moment, gdyż za chwilę miał się rozpocząć towarzyski mecz z drużyną sąsiedniego klubu, a gospodarzom zabrakło gracza do obsadzenia ostatniej szachownicy. Wobec tego, prezes klubu zwrócił się do Zukertorta z zapytaniem, czy gra on w szachy, a otrzymawszy odpowiedź twierdzącą – poprosił go o zagranie w zastępstwie nieobecnego zawodnika. Zukertort zgodził się.
Już po kilkunastu minutach gry, prezes zaczął okazywać coraz bardziej wzrastającyniepokój… „Przecież ten gracz to zupełny fuszer – skarżył się po cichu kibicom – popatrzcie, już stracił piona, a za chwilę straci figurę. No tak! Skoczek zginął!”. Przerażenie prezesa wzrosło, gdy po kilku dalszych posunięciach Zukertort rozstał się jeszcze zwieżą… Mimo, iż jego „rezerwowy zawodnik” siedział nadal przy szachownicy i nie myślał się poddawać, biedny prezes machnął ręką na tę partię. Wtem niespodziewanieprzybiegł purpurowy ze zdenerwowania przeciwnikZukertorta i zdławionym głosem krzyknął: „przecież ten wasz gracz to szatan! Stracił najpierw piona, potem skoczka, później wieżę, wreszcie… poświęcił mi jeszcze hetmana i dostałem przepięknego mata!”.
Wszyscy, z prezesem na czele rzucili się winszować od dawna już „pogrzebanemu” zwycięzcy, a jeden z widzów przestawiwszy się, spytał mistrz jak się nazywa? „Moje nazwisko Zukertort” – usłyszał odpowiedź. Nie wywołała ona jednak na zebranych żadnego wrażenia…
Dla kilkudziesięciu graczy dwu małych angielskich klubików, nazwisko było jedynie pustym dźwiękiem, chociaż głośno o nim było wówczas dosłownie w całym szachowym świecie!

Brylantowe szachy

W pociągu pospiesznym Budapeszt – Praga zdarzyła się niedawno dzika historia. Dwóch pasażerów na granicy grało zawzięcie w szachy. Celnikom wskazali milcząco na bagaż, stojący do dyspozycji, proszę o nieprzerywanie gry, gdyż sytuacja jest krytyczna. Jeden z celników chciał już z uśmiechem pójść dalej, drugi jednak, widocznie szachista i cwaniak, rzuciwszy okiem na szachownicę, zgarnął do pudełka bierki i poprosił namiętnych graczy do rewizji. Od razu zmiękła im mina, gdy po rozkręceniu figur, wyszły na wierch diamenty, wartości dziesiątek tysięcy złotych.
Celnik obu oszustom poradził na przyszłość lepiej nauczyć się gry w szachy, ażeby nie było tak bezmyślnego ustawienia figur.

Śmierć u progu zwycięstwa

Pewien niezamożny szachista grał z milionerem partię o dużą stawkę. Od wygranej zależało spłacenie przez niego długów i możliwość poprawienia warunków życiowych rodziny. Nic więc dziwnego, że był on bardzo zdenerwowany, bardzo długo bowiem nie udawało mu się uzyskać zdecydowanej przewagi.
Wreszcie, ku swojej wielkiej radości, partia doszła do momentu, gdy mógł zapowiedzieć przeciwnikowi mata. W chwili jednak wykonywania posunięcia, dostał nagle ataku serca i zmarł nie zdążywszy dać mata. Mimo to partner gotów był wypłacić rodzinie zmarłego całą suma), pod warunkiem jednak, jeżeli jego (tzn. zmarłego) wygrana nie będzie budził wątpliwości.
Niestety, w zamieszaniu spadł z szachownicy czarny król i nikt nie mógł sobie przypomnieć, na którym polu stał w krytycznych momencie. Na szczęście jeden z kolegów zmarłego, znany problemista szachowy, po przeanalizowaniu pozycji, udowodnił, że zapowiedziany mat rzeczywiście istnieje i że pieniądze należą się rodzinie zmarłego.
Gdzie jest czarny król i w jaki sposób zostałby zamatowany?

h2

 

Ucieczka Napoleona z Moskwy

Pietrow
1824

h3

Mat w (6) 14 posunięciach

Przed przystąpieniem do rozwiązania tego zadania, należą się Czytelnikom słowa wyjaśnienia, czy raczej uzupełniania.
W zadaniu tym pole „a1” uosabia Moskwę, pole „h8” – Paryż, diagonala h1 0 a8 rzekę Berezynę, białe skoczki – rosyjską konnicę, która odegrała niepoślednią rolę w tej kampanii. W 6 posunięciach można było dać już mata po Ha8, autor nie daje go jednak, pokazując zgodnie z historią, niewykorzystaną możliwość zwycięstwa Rosjan. Według oficjalnych badań historyków, był to manewr Francuzów mylący pogoń, pozorowaną przeprawą w innym miejscu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *